Jesteś
niezalogowany/a
Bali i Jawa
Jestesmy backpackersami :)
W koncu rozpoczelismy podrozowanie backpackerskie! Od wyjazdu z Polski nie czulismy sie
jeszcze tak na prawde backpackersami. Czas na lodce na Pacyfiku byl dla nas wielkim
podrozowaniem, ale zupelnie innym niz backpacking. Potem Australia, Singapur... To nie do
konca to.
Dopiero teraz po calym dniu w lokalnych autobusach, z plecakiem, bez turystow, bez
McDonaldsa i magnuma, a za to w lokalnych barach, z problemami z dogadaniem sie, bo malo
kto mowi po angielsku, a my jeszcze nie opanowalismy bahasa indonesia... Teraz odzylismy i
czujemy, ze podrozujemy! Probujemy opanowac podstawowe zwroty w ich jezyku (tolong -
prosze, mahal - drogo, tehri makasih - dziekuje, satu - jeden, tidak - nie dziekuje, ...)
nauczyc sie lokalnych potraw (nasi goreng - smazony ryz z czyms, mie goreng - smazony
makaron chinski z czyms, satey - szaszlyczki z kurczaka w sosie orzechowym, kopi susu -
kawa z mlekiem, ...). Probujemy nie dac sie orznac na kazdym kroku, bo bez znajomosci
lokalnych cen i zasad wielu (na szczescie nie wszyscy) chce nas wykolowac. Pokoj w hotelu
bez muszli klozetowej, ale z dziura i miejscem na stopy (to chyba najtrudniejsze dla
takiego zachodniego mieszczucha jak ja), prysznic to wanienka z woda i kubelek do polewania
(w sumie pod dwoch miesiaca slonego prysznica w oceanie to i tak luksus). Do tego Indonezja
to najwiekszy kraj muzulmanski na swiecie, a ja bylem tylko w Egipcie i to 15 lat temu, a
Monia 10 lat temu w Maroku. Czyli poznajemy nowy swiat. Zaczynamy nowy etap naszej
romantycznej podrozy poslubnej. Tak, po przygodach w wiosce w Papui, znowu podrozujemy!! :)
Choc w piata godzine w goracym, zadymionym dymem papierosowym, trzesacym, wyprzedzajacym na
gorskich drogach na trzeciego autobusie, na glodniaka, z bolem glowy, z wlaczonym na caly
regulator karaoke i kolejnymi grajkami wsiadajacymi do autobusu (jeden z wlasnym
mikrofonem) mielismy mysli, zeby jutro wsiasc w samolot i pozostale 9 miesiecy ;) podrozy
spedzic na naszych ukochanych Mazurach. Ale przed nami wedrowka na jeziora siarkowe,
aktywne wulkany, 3-dniowe pogrzeby ze skladaniem ofiar z bykow oraz wiele innych
kulturowych przezyc i obserwacji dziwow natury. Jedziemy dalej! Mazury nie uciekna. ;)
... To są fragmenty naszych oryginalnych relacji z podróży. Na ich podstawie powstała książka
Goniąc marzenia, czyli podróż poślubna dookoła świata
Zapraszamy do lektury! :) ...
Wschodnia Jawa - wulkan i siarkowe jezioro
Przed przyjazdem na wschodnia czesc Jawy czytalismy na forum, ze ludzie sa wyjatkowo
przyjazni. Mozemy to potwierdzic, sa super! Jestesmy w miasteczku Bondowoso drugi dzien i
nie ma zadnych turystow. Wyobrazcie sobie spacer wieczorem Marszalkowska, gdzie co druga
osoba Was pozdrawia, co trzecia przybija piatke, a co czwarta lamanym angielskim probuje
zagadadc. I tak spacerujemy wymieniajac pozdrowienia i usmiechy, nawiazujac krotkie
konwersacje. Znamy juz lokalnego restauratora (czytaj wlasciciela malego baru),
straganiarza sprzedajacego smazone pierozki z tofu, rykszarza, a dokladnie beciakarza, bo
ryksza w Indonezji to becak (czyt. beciak).
Hello Misterrrrr
Ciagle slyszymy krzyk "hello Misterrrrr", z wyraznym zaakcentowaniem "r". Co ciekawe
pozdrawiaja tylko mezczyzni oraz dzieciaki i tylko mnie. No, ale to kraj muzulmanski i moze
dlatego... Pozniej sie okaze, ze w calej Indonezji wszyscy tak pozdrawiaja bialych ludzi. W
zadnym z 46-sciu krajow, w ktorych bylem do tej pory, nie spotkalem sie z tym (ostatnio w
autobusie sie nudzilismy i liczylismy, gdzie juz bylem :).
Kawah Ijen - wulkan i jezioro siarkowe
Najpierw czujemy narastajacy smrod siarki. Potem widzimy dym, a w koncu dochodzimy do
krawedzi krateru. Widzimy przepiekne jezioro wypelniajace caly krater. Kolory w jaskrawym
rownikowym sloncu na tej wysokosci sa wyjatkowo ostre. Od jasnozoltego koloru siarki,
jaskrawo-bialego dymu i czerwonego ognia buchajacego z krateru, po rozne kolory
niebieskiego i turkusowego samej wody (ktora jest ponoc tak toksyczna, ze po wlozeniu reki
nie da sie jej wyjac - rozpusci sie) granatowego nieba i szarych skal. Mamy chustki na
twarzach, ale smrod jest nie do wytrzymania. Chcemy zejsc na dol do jeziora, ale miejscowi
mowia, ze dzis dym jest wyjatkowo toksyczny, a poza tym silny wiatr rozwiewa go na
wszystkie strony. Mimo wszystko zaczalem schodzic w dol. Ale zrezygnowalem, gdy nasz
"dzielny" przewodnik Dori zostawil mnie i uciekl. Trudno, nic na sile... Wracamy... Choc te
biedne chlopaki wydobywajacy siarke schodza na dol tak czy inaczej. Nie maja wyboru...
Na dole pod wulkanem chcemy z Monia zobaczyc gdzie dokladnie zanosza siarke i jak to
wyglada. W ten sposob trafiamy do lokalnego baru, czyli chatki zbitej z desek, w srodku
ktorej jest palenisko. Dziewczyna, ladna dziewczyna, smazy pierozki tempe i hong kong.
Pycha! Siedzimy z jej rodzina, rozmawiamy, smiejemy sie, robimy zdjecia. Nie wiem jak to
mozliwe, ale mowia, ze pierwszy raz turysci przyszli do nich, a pewnie kilkadziesiat
turystow dziennie wchodzi na gore do krateru. Nasz przewodnik Edi obiecuje, ze jak
przeslemy mu zdjecia, to on je wyydrukuje i przywiezie tej rodzinie. Na pewno bardzo sie
uciesza. :)!
...
Zona beciakarz
Wieczorem Doris i Edi zabrali nas do swojego ulubionego straganu na kolkach z pierozkami
tofu. Byl tam tez ich znajomy beciakarz (rykszarz). Wymyslili, ze skoro to podroz poslubna,
to Monia bedzie mnie wozila beciakiem, a oni beda robili zdjecia. TaK, zeby bylo wiadomo
kto jest kto w naszym zwiazku... ;) Cala ulica miala ubaw! Cieszyli sie, ze Monia jest
pierwsza biala blond turystka, ktora prowadzila beciaka. Chociaz tego nie jestem pewien.
Ale pierwsza biala blond turystka, ktora wozila swojego meza podczas podrozy poslubnej, to
pewnie tak :))
Semeru - aktywny wulkan
Jest wieczor, ciemno. Pod nami rozbite namioty, nasz kierowca i przewodnik gotuja zupe.
Siedzimy na karimacie przy lampie naftowej - romantyczny wieczor jak przystalo na podroz
poslubna. ;) Tyle tylko, ze siedzimy na tamie chroniacej wioske przed lawa. Ponad nami
najwyzszy indonezyjski wulkan Semeru (3676 m.). Jest bardzo aktywny, bo erupcje sa srednio
co 20 minut. Tak sobie siedzimy, czekamy az niebo sie przejasni i bedzie wieksza erupcja,
zebysmy mogli zobaczyc czerwona, swieciaca, rozgrzana lawe plynaca po zboczu.
...
Najwieksza atrakcja przyrodnicza Jawy - Bromo
Widok Bromo faktycznie powala. Stoimy u progu dwustu metrowej sciany ogromnego krateru
szerokiego na jakies 8 km na wysokosci ok. 2000 m. Kiedys byl to jeden wielki wulkan
Tengger. Teraz pozostal ogromny krater, na ktorego dnie jest plaszczyzna z czarnym
piaszczystym gruntem - lawa, zwany morzem piachu. Po srodku tej plaszczyzny sa dwa wulkany,
w tym wiecznie puszczajacy siarkowy dym Bromo. Jedziemy dzipem o 3 rano na najwyzszy punkt
widokowy w okolicy, zeby zobaczyc Bromo oswietlane przez pierwsze promienie slonca. Bromo
wylania sie z ciemnosci zupelnie czerwone. Krajobraz wyglada jak ten ogladany w
wiadomosciach, gdy na Marsie wyladowal robot i przesylal pierwsze zdjecia. Coraz jasniejsze
slonce zmienia kolorystyke krajobrazu, gdzie czerwienia, pomarancza i zolcia mieni sie nie
tylko Bromo, ale rowniez chmury i otaczajacy nas krater Tengger. Dodatkowo wrazenie
poteguje wybuch widocznego na horyzoncie Semeru. Na dole po srodku morza piachu wspinamy
sie na Bromo. Gryzacy dym siarkowy moze nie uprzyjemnia wycieczki, ale dodaje smaczku (lub
raczej niesmaczku). Zagladamy do srodka stosunkowo niewielkiego krateru Bromo i widzimy
dziure, z ktorej non-stop bucha dym. Robi wrazenie!!!
Druga polowa wrzesnia 2007
Mapa naszej podrozy po Indonezji
Niebieska linia przerywana trasa przejechana i przeleciana do tego pory, a szara planowana na druga polowe pazdziernika i listopad
kliknij tutaj
Zdjecia z miejsc i wydarzen
opisanych w tej relacji
kliknij tutaj
Lista wszystkich
relacji
kliknij tutaj